poniedziałek, 15 marca 2010

C is for cytryna i czosnek też.

Ostatnio dużo bywam na tym blogu - z tej prostej przyczyny, iż uwielbiam ładne fotografie jedzenia, prawdopodobnie odkąd jestem na diecie połowę dziennej porcji kalorii pochłaniam oczami ;) Z samych przepisów korzystam dość rzadko, bo po pierwsze - wspomniana już dieta, na której niewiele wolno, po drugie - przepisy są zwykle z angielskich/amerykańskich stron, a występujące tam składniki czasem ciężko dostać w polskich sklepach (Koszerna sól? Solone masło? Cytryny Meyer?) i niby można próbować zamienników, ale to nie to samo. A po trzecie - poziom skomplikowania samych przepisów często mnie przerasta...

Jednak czasem trafię na jakiś prostą, niewymagającą wiele czasu, wysiłku ni składników recepturę i wypróbowuję ją, kiedy tylko mogę. Dziś był to zapiekany makaron cytrynowy. Zaintrygowało mnie nietypowe połączenie składnikow (czosnek i cytryna?), ale zwykle jeśli smakują mi wszystkie składniki z osobna mi smakują, to ich połączenie też jest niczego sobie. Spróbowałam i wcale się nie zawiodłam! Przepis publikuję u siebie, mając na uwadze iż nie wszyscy odwiedzający są anglojęzyczni, poza tym nieco go zmodyfikowałam. No i sama wolę po polsku :)

Składniki:
- ok. 200g spaghetti ja nie miałam spaghetti, więc zrobiłam penne i też wyszło smaczne
-
Filiżanka 18% śmietanki w moim wypadku serek homogenizowany naturalny - &%*&^*( dieta
-
Jedna mała/średnia cytryna
- Łyżka masła
- Łyżka oliwy
- 2 ząbki czosnku.

Przygotowanie:
Ścieramy skórkę z naszej uprzednio umytej wrzątkiem cytryny przy pomocy tarki o drobnych oczkach - powinna wyjść tej skórki nieduża garstka. Odartą ze skórki i godności cytrynę rozpoławiamy nożem i wyciskamy sok, z soku odrzucamy ze wstrętem pestki. Makaron gotujemy al dente (wszyscy wiedzą, jak to się robi, nie? a jak nie wiedzą niech wrzucą makaron do osolonego wrzątku gotują aż miętki będzie i uległy). W tak zwanym międzyczasie na patelni rozgrzewamy oliwę i masło, rzucamy posiekany/przeciśnięty przez praskę czosnek i smażymy krótką chwilę - tyle, żeby rozszedł się upojny aromat. Zdecydowanym ruchem wlewamy sok z cytryny i nie zważając na syczące protesty towarzystwa mieszamy energicznie drewnianym narzędziem. Zdejmujemy patelnię z ognia na moment, po czym wlewamy śmietanę i ostrooooożnie i powooooli - żeby się nie zważyło - łączymy wszystko naraz mieszając. Jak już zmieszamy w jednolitą masę (strzępki czosnku mogą nagle niepokojąco zsinieć - nie zwracamy na to uwagi) dorzucamy startą cytrynową skórkę i solimy do smaku, a nawet nieco ponad smak - potrawa sama w sobie jest mało słona. Do ceramicznej michy wrzucamy odsączony makaron i mieszamy z powstałym sosem, po czym przykrywamy aluminiową folią i wkładamy na kwadrans do rozgrzanego (ok. 200 stopni) piekarnika, po kwadransie zdejmujemy folię i trzymamy jeszcze z 10 minut, żeby się makaron ładnie z wierzchu zrumienił. Wyjmujemy, posypujemy hojnie parmezanem i posiekaną pietruchą (lub innym ziołem) i jemy czem prędzej, póki ciepłe. Smacznego!

Dwie uwagi - po pierwsze primo, autorka twierdzi, że potrawa smakuje całkiem nieźle nawet bez zapiekania, a wręcz na zimno - co skwapliwie wypróbuję w gorętsze dni, wtedy nie omieszkam sypnąć nawet nieco mięty. Po drugie primo zaś, mój piekarnik należy do gatunku "ja grzeję tylko od dołu, termoobieg jest dla mięczaków, a temperatury pilnuj se sam" więc podane czasy zapiekania pewnie trzeba będzie w Waszym wypadku skrócić.