tag:blogger.com,1999:blog-72825209952706329952024-03-13T22:57:25.593-07:00Gotuj z AlquanąAlquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.comBlogger18125tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-18452427394794249472013-01-19T12:26:00.000-08:002013-01-19T12:26:26.159-08:00Rosół for dummies<span style="font-size: x-small;">Moja Mama nie lubi gotować i jednym z większych dramatów życia rodzinnego było dla niej to, że musi. Za to przez lata praktyki dopracowała do perfekcji kilka potraw, a jej rosół to jak dla mnie mistrzostwo. Mnie jeszcze tak dobrze nie wychodzi, ale to wszystko kwestia treningu, a dzięki poniższej transkrypcji Instrukcji Gotowania Rosołu Dla Idiotów, którą dostałam wyprowadzając się na nową drogę życia, szanse że coś zepsujecie spadają drastycznie.</span><br />
<br />
<b>Składniki:</b><br />
<br />
<div style="border: 0px; font-family: Helvetica, Arial, 'Droid Sans', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.984375px; margin: 0px; padding: 0px;">
Mięso - najlepiej kup coś co się nazywa PORCJA ROSOŁOWA (nie przejmuj się podejrzanym wyglądem) albo nogę z kurczaka. Ewentualnie rzuć jakiś tłusty kawałek czerwonego mięsa walający się po zamrażarce.</div>
<div style="border: 0px; font-family: Helvetica, Arial, 'Droid Sans', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.984375px; margin: 0px; padding: 0px;">
Tacka jarzyn do rosołu.</div>
<div style="border: 0px; font-family: Helvetica, Arial, 'Droid Sans', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.984375px; margin: 0px; padding: 0px;">
Sól, pieprz, opcjonalnie kostka.</div>
<div style="border: 0px; font-family: Helvetica, Arial, 'Droid Sans', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.984375px; margin: 0px; padding: 0px;">
<br /></div>
<div style="border: 0px; font-family: Helvetica, Arial, 'Droid Sans', sans-serif; font-size: 14px; line-height: 19.984375px; margin: 0px; padding: 0px;">
<div style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px;">
<b>Co robić:</b></div>
<div style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px;">
Mięso opłucz, wrzuć do gara zimnej wody (nie powiem jaki gar i ile wody, generalnie mięso ma wleźć do gara, być przykryte wodą i jeszcze mieć trochę miejsca żeby się zmieściły jarzynki), trzymaj na dużym ogniu aż się zagotuje. W międzyczasie oszkrob/umyj zawartość tacki.</div>
<div style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px;">
SPECJALNA INSTRUKCJA POSTĘPOWANIA Z CEBULĄ (ja tak zawsze robiłam, żeby rosół był lepszy) - małą cebulę obierz, przekrój na pół, każdą połówkę nabitą na widelec trzymaj nad gazem/ogniem aż się nieco przypiecze. Możesz to pominąć, ale ja polecam.</div>
<div style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px;">
Jak się mięso zagotuje i pogotuje z minutę, to zaczną mu wypływać takie szarawe syfy. Szumowiny znaczy. Łyżką wybierz je możliwie dokładnie. Następnie wrzuć jarzyny. Nie przejmuj się za bardzo krojeniem, mają się zmieścić do gara.</div>
<div style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px;">
Gotuj godzinę na niedużym ogniu, to zwykle wystarczy. Garnek przykryj, bo inaczej cały rosół znajdzie się na szybach w kuchni. NIE IDŹ SPAĆ, nawet na kwadrans, chyba że lubisz życie na krawędzi.</div>
<div style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px;">
Po godzinie wywar powinien przybrać zachęcającą żółtawą barwę, nieco się zredukować, a wszystko w środku będzie miętkie. Teraz albo odcedź - ale to wymaga kombinacji z dwoma garami i sitkiem, a po co se brudzić - albo wyłów zawartość łyżką cedzakową, albo ręką, albo czym chcesz (odłóż na bok do ostygnięcia, może się przydać). Wywar może być trochę mętny (nie zawsze wszystkim od razu wychodzi czyściutki), ale żółty i generalnie wyglądać jak rosół. Dosól, dopieprz. Jakby ci się wydawał mdły, możesz dorzucić mu kostkę rosołową (ortodoksi, cicho).</div>
<div style="border: 0px; margin: 0px; padding: 0px;">
Teraz możesz albo przetworzyć go na inną zupę, albo podać z makaronem, pokrojoną wyjętą z rosołu marchwią, a nawet tym mięsem co się ugotowało. Volia!</div>
</div>
Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-75342901364231866272012-09-16T09:08:00.000-07:002012-09-16T09:08:22.046-07:00Pikantna zupa z dyni z imbirem i czosnkiem<span style="font-size: x-small;">Nie umiem gotować zup. Wszystkim którzy mówią "ale to łatwe, wrzucasz, gotujesz i masz!" przekazuję serdecznego Wujka Staszka Mistrza Ciętej Riposty oraz receptę "kotlet też jest łatwy, wrzucasz, smażysz i masz!". Umówmy się, łatwe jest to, co ktoś już umie, a zupy mają sporo zmiennych typu "ile gotować", "ile doprawić" "jakie proporcje warzyw" "kiedy odszumować" "jak to właściwie ma wyglądać", zatem do tej pory pozostawałam przy sprawdzonym i bezpiecznym rosole i żurku (na tym rosole).</span><br />
<span style="font-size: x-small;">Ale skoro kupiłam dynię, to uznałam, że a, raz kozie czarna msza, poza tym i tak się wszystko na koniec zblenduje i chytrze ukryje porażkę pod grzankami.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">Podstawowy przepis wzięłam z bloga <a href="http://dobrerzeczy.blogspot.com/2010/10/pikantna-zupa-z-dyni-z-czosnkiem-i.html">dobrerzeczy</a>.</span><br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">Aha, i zanim zabierzecie się za dynię uprzedzę was, że urżnięcie jej czubka glowy i radosne wydłubanie flaczków do miski jak leci to zły pomysł - lepiej rozkrójcie ją na cztery, najpierw wyjmijcie i wyrzućcie gniazda nasienne, a potem dopiero spożytkujcie miąższ. Inaczej będziecie wściekle kurwić i bawić się w Kopciuszka, jak ja dziś.</span><br />
<br />
<b>Składniki:</b><br />
Dynia (ja miałam niedużą, wielkości jakichś czterech kobiecych pięści i wyszła mi z niej porcja jak raz dla jednej osoby. Jak macie większą, to mnóżcie ilość składników, zresztą i tak są podane mniej-więcej)<br />
Pół szklanki wody/bulionu<br />
Pół szklanki albo i mniej naturalnego przecieru pomidorowego (nieobowiązkowe - z tytułu niewielkiej dyni musiałam sobie czegoś dolać, ale wy nie musicie. Choć przyznam, że smakowało nieźle.)<br />
Ząbek czosnku<br />
Dwie łyżki masła<br />
Łyżka świeżego imbiru<br />
Łyżeczka tabasco<br />
Sól ziołowa<br />
<br />
<b>Wykonanie:</b><br />
Jak już wydłubiemy flaczki z dyni i pozbędziemy się pestek, rozpuszczamy w garnku masło, na masło wrzucamy dynię, podlewamy bulionem/wodą i dusimy do satysfakcjonującej miękkości - krótko, może 5 minut. Przeciśnięty czosnek i posiekany imbir wrzucamy do dyni, dolewamy też pomidory (jak używamy), mieszamy, gotujemy chwilkę. Blenderem przerabiamy na gładki krem. Na tym etapie doprawiamy solą i tabasco (od serca, zupa ma być rozgrzewająca!) i też chwilkę jeszcze gotujemy.<br />
Podajemy z kleksem śmietany/pietruszką/startym serem/grzankami/groszkiem ptysiowym/all of the above. Albo i pijemy z kubeczka.Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-84447322870031482112012-09-16T08:51:00.000-07:002012-09-16T08:51:28.091-07:00Risotto z kurkami i boczkiem<span style="font-size: x-small;">Jedną ze zdobyczy targowych była siatka kurek i też na początku nie miałam na nie pomysłu. Z pomysłów na kurki to znam nieśmiertelną jajecznicę (którą pierwszy raz jadłam będąc na rodzinnych wakacjach w Pobierowie, kupiliśmy grzybki przy drodze i Tata smażył ją na patelni stawianej na grillu, bo to domek w lesie był i kuchni niet) lub też tartę, ale na tartę byłam za leniwa. A potem pan kurier z Almy przyniósł ryż i pomysł znalazł się sam.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">Wbrew pozorom risotto to danie bardzo proste, wymaga tylko kilku prób i obycia z ryżem przygotowywanym w sposób, do którego się nie nawykło. A jest pyszne, pyszne! Używam przepisu na ryż z bloga <a href="http://whiteplate.blogspot.com/2011/05/risotto-i-like-you.html">White Plate.</a></span><br />
<br />
<b>Składniki:</b><br />
<br />
Do ryżu:<br />
Pół szklanki ryżu do risotto (ja używam Arborio, smaczny i łatwo dostępny)<br />
1/5 - 2 szklanki bulionu (ortodoksi niech zrobia warzywny, nieortodoksi skorzystają z kostki)<br />
3 łyżki masła<br />
1/4 dużej cebuli<br />
1/2 szklanki białego wina (nieobowiązkowo, chyba jeszcze nigdy nie udało mi się zrobić risotta z winem, zawsze przepadało wcześniej ;])<br />
<br />
Do grzybów:<br />
Kurki (analogicznie do poprzedniego przepisu nie mam pojęcia ile ich było, ale też wypchały mi małą patelnię po brzegi)<br />
1/4 dużej cebuli<br />
natka pietruszki<br />
2 łyżki masła<br />
5 plasterków boczku (nieobowiązkowo, miałam i chciałam spróbować jak wyjdzie, ale bez niego też się doskonale obejdziecie)<br />
<br />
<b>Wykonanie:</b><br />
Z kurkami postępujemy analogicznie jak w przepisie na <a href="http://gothowanie.blogspot.com/2012/09/tagliatelle-z-podgrzybkami-duszonymi-w.html">podgrzybki</a>, z tym, że najpierw na masło rzucamy boczek i jak on się nam juz nieco zrumieni, to dopiero szklimy cebulę i wrzucamy oczyszczone grzyby. I pietruszkę. Podduszone (ale jeszcze żywe) zostawiamy w spokoju.<br />
Here comes the tricky part: W niezbyt głębokim garnku rozpuszczamy masło, w nim szklimy resztę cebuli. Jak się nam już cebula zeszkli, to wrzucamy ryż i mieszamy, aż nam się całkiem każde jedno ziarenko pokryje masłem. Trzymamy na ogniu kilka minut, mieszając i obserwując. Trik polega na tym, żeby ryż się oblepił masłem, nieco uprażył, ale pod żadnym pozorem nie zbrązowiał. Jak wyczujemy, że JUŻ, wlewamy wino i odparowujemy - a jak nie mamy, to od razu wlewamy pół szklanki bulionu - czy tam po prostu tyle, żeby ryż był przykryty.<br />
I tu następuje rozdźwięk pomiedzy kucharzami, ponieważ na etapie wchłaniania bulionu jedni wołają - nie mieszać, dopiero na koniec, jak już wchłonie wszystko! Drudzy mówią - mieszać, bo przywiera no i lepiej wchłania jak jest mieszany. Ja twierdzę, że lepiej żeby być nieco nieortodoksyjnym, skoro alternatywą jest przypalenie sobie ryżu w cholerę. Zatem raz na jakiś czas mieszamy i obserwujemy co w garnku zachodzi. Jak ryż przestanie był płynny a zacznie bardziej kleisty, próbujemy go i dolewamy następne pół szklanki bulionu i da capo, aż nam się bulion skończy, albo ryż wyraźnie zasygnalizuje, że on już więcej nie może - czyli jak będzie miękki. Na końcowym etapie ryż powinien mieć konsystencję kremową, ale nie rozgotowaną - cała masa powinna raczej trzymać się w kupie niż rozjeżdżać, ale pojedyncze ziarenka wciąż widać, słychać i czuć.<br />
<br />
Do gotowego ryżu wrzucamy nasze kurki, mieszamy, zostawiamy na 3 minuty żeby się przeszło sobą, ustało i zgęstniało. Z tytułu słonego bulionu i boczku doprawianie na ogół można sobie darować. Ciepłe podajemy i jemy ze smakiem - powyższa porcja starcza na dwie średniogłodne osoby.<br />
<br />
<br />Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-7087312253085577362012-09-16T08:22:00.000-07:002012-09-16T08:22:55.848-07:00Tagliatelle z podgrzybkami duszonymi w śmietanie<span style="font-size: x-small;">Ładnie brzmi, prawda? A jest proste tak, że aż wstyd. Przepis wrzucam tu właściwie tylko celem udowodnienia różnym moim znajomym (oraz własnej, dramatycznie nielubiącej gotowac Mamie), że rzeczy smaczne, zdrowe i sycące można przygotować w niecałe pół godziny i wcale nie musi to być schabowy z ziemniakami. Bo jeśli ktoś mówi "nie umiem gotować" to najczęściej znaczy, że nigdy poza tego schabowego nie wyszedł.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">Ale po kolei.</span><br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-size: x-small;">Jakiś tydzień temu będąc na targu niedaleko mojego miejsca pracy zobaczyłam piętrzące się na straganie góry grzybów wszelakich. Nie mogąc się powstrzymać kupiłam ich cały worek, do tego capnęłam niewielką dynię, poprawiłam polskimi winogronami i tak obładowana radośnie popędziłam do domu.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">Dopiero tam, zrzuciwszy dobytek z pleców, zaczęłam się zastanawiać - co ja z tym wszystkim właściwie zrobię..</span><br />
<span style="font-size: x-small;">Gdy wtem łypnęło na mnie z lodówki napoczęte pudełko z tagliatelle (zostało po obiecanej mi dawno temu przez D. carbonarze) i nastąpiło Olśnienie.</span><br />
<br />
<b>Składniki</b><br />
Makaron tagliatelle, zwany popularnie "wstążkami" (trzy "gniazdka" spokojnie daja porcję dla jednej osoby)<br />
Podgrzybki (zabijcie mnie, nie wiem, ile. Nie ważę. Tyle, że wypełniły cakiem małą patelnię, zresztą ile dacie tyle będzie dobrze, w końcu nie ma czegoś takiego jak "za duzo grzybów")<br />
Pół kubeczka śmietany 18%<br />
Pół niedużej cebuli<br />
2-3 łyżki masła<br />
Świeża natka pietruszki<br />
Sól, pieprz.<br />
<br />
<b>Wykonanie</b><br />
Makaron gotujemy al dente, krótko, jakieś 6 minut. Czyścimy nasze podgrzybki - ale dokładnie czyścimy, bo potem piach będzie chrzęścił w zębach - i kroimy na kawałki. Na patelni rozpuszczamy masło, wrzucamy posiekaną cebulę i szklimy (nie lubię tego wyrażenia, niekonkretne jest jak cholera, generalnie należy cebulę doprowadzić do stanu "już ma ochotę brązowieć, ale jeszcze nie"). Do tego dorzucamy grzybki, solimy nieco, przykrywamy i dusimy na małym ogniu. Zaglądamy co jakiś czas pod pokrywkę i gdy już nam grzyby smętnie opadną, zmiękną i stracą nieco na objętości, wlewamy śmietanę (możemy do niej wcześniej wrzucić parę grzybów, żeby towarzystwo się zapoznało, temperatura wyrównała i nie doszło do niesnasek), mieszamy, solimy, pieprzymy, dorzucamy sporą garść pietruszki (bez grymaszenia, grzyby bez pietruszki to zwyczajnie Nie To Samo) i zostawiamy na niewielkim ogniu jeszcze na parę minut. Makaron polewamy powstałym sosem, posypujemy tartym parmezanem, jemy i prosimy o dokładkę.Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-67370219653548312352011-11-20T10:48:00.000-08:002011-11-20T10:49:41.252-08:00Czekoladowe brownie<span class="Apple-style-span" style="font-size: x-small;"><i>Gdy byłam początkującą kucharką - no, w każdym razie bardziej początkującą niż teraz - wydawało mi się, ze zrobienie brownie jest strasznie skomplikowane, że za tym nieziemsko czekoladowym ciastem o interesującej konsystencji musi stać jakaś magia i cały szereg trudnych czynności. A kiedy się w końcu za nie zabrałam, okazało się być zadziwiająco proste. Trywialne wręcz. Kwadrans roboty, dwa naczynia do umycia i mamy coś, co zadowoli nawet największego czekoladoholika, nada się na specjalną okazję lub na prezent (zawsze mnie urzekały te owinięte w papier kawałki ciasta przewiązane wstążką, no co poradzę).</i></span><br />
<span class="Apple-style-span" style="font-size: x-small;"><i>Zatem, do rzeczy. Przepis wzięłam po trochu zewsząd, ale najbardziej z <a href="http://www.kwestiasmaku.com/desery/ciasta/czekoladowe_brownie/przepis.html">Kwestii Smaku.</a></i></span><br />
<br />
<b>Składniki:</b><br />
200g (dwie tabliczki) gorzkiej czekolady<br />
200-225g masła (zwykle jedna kostka)<br />
3 jajka<br />
200-250g cukru (w oryginale było 275, ale taka ilość cukry trochę mnie przeraziła, więc zwykle dodaje około 200g)<br />
135g mąki<br />
szczypta soli<br />
<br />
<b>Przygotowanie:</b><br />
Pokrojone masło razem z połamaną na kawałki czekoladą rozpuszczamy w rondelku, krótko, tylko do roztopienia - nie musimy bawić się z kąpielą wodną, masło skutecznie chroni czekoladę przed przypaleniem, trzeba tylko mieszać. <strike>Wyżeramy masę czekoladową z garnka </strike>Jajka ucieramy z cukrem na puchato, dodajemy nieco wystudzoną masę czekoladową, mieszamy/miksujemy chwilę. <strike>Wyżeramy masę </strike> dodajemy mąkę i sól, znów miksujemy. Kiedy się wszystko połączy, wylewamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i wsadzamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika na jakieś 20 minut. Zostawiamy do wystudzenia, o ile mamy na tyle cierpliwości.<br />
<br />
Przed wsadzeniem do piekarnika można posypać ciasto orzechami, migdałami albo startą czekoladą. Bardzo dobre z odrobina borówkowej/wisniowej konfitury.Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-84473800974495260762010-09-16T10:51:00.000-07:002010-09-16T11:08:11.316-07:00Moje ulubione ciasto z owocami<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Przyznaję bez bicia, jeśli chodzi o ciasta, to mam raczej wąskie horyzonty. Drożdżowe jest dla mnie zbyt puchate i suche, poza tym jestem przekonana, że jeśli w grę w chodzą takie poniekąd żywe istoty jak drożdże, to komu jak komu, ale mnie to się na pewno z sukcesem upiec tego nie uda. Ciasto kruche to tylko podkładka pod to, co leży na nim, zresztą dopiero niedawno zaczęłam się przekonywać, że dzięki mikserowi odpada mi upierdliwe siekanie. Francuskie też czasochłonne, a wychodzą piórka bez smaku. Z biszkoptem jest mnóstwo roboty, no i nie mam sitka odpowiedniego do przesiewania mąki. Ser na sernik musiałabym mielić sama (z tych kupnych wychodzą ciasta jak baloniki, pfuj, prawdziwy sernik ma być ciężki i zbity), a maszynki nie mam.</span><br /><span style="font-style: italic;">I tu dochodzimy do ciasta, jakie pewnie każdy zna, takiego, jakie robiły nam babcie. Puszyste, wilgotne, słodkie, z owocami powtykanymi tu i ówdzie. Ciasto ucierane. Moje ulubione.</span><br /><span style="font-style: italic;">Z tego przepisu jest właśnie takie, jakie być powinno, robi się w 10 minut i zawsze wychodzi. I jest pyszne. Pyszne! Przepis z bloga </span><a style="font-style: italic;" href="http://www.dwiechochelki.pl/">Dwie Chochelki</a></span><br /><br /><br /><span style="font-weight: bold;">Składniki</span>:<br />4 jajka <br />3/4 szklanki cukru <br />Pół szklanki oleju<br />Półtorej szklanki mąki<br />Półtorej łyżeczki proszku do pieczenia<br />Pół do kilograma owoców <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(mogą być mrożone)</span></span><br /><br /><br /><span style="font-weight: bold;">Przygotowanie</span>:<br />Jajka ucieramy z cukrem, dodajemy olej, mieszamy. Wsypujemy mąkę i proszek do pieczenia, miksujemy na jednolita masę. Foremkę na ciasto <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(ja używam standardowej, okrągłej tortownicy)</span><span style="font-style: italic;"></span></span> wysypujemy bułką tartą lub wykładamy papierem. Wlewamy ciasto, wtykamy owoce<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;"> (gęsto i głęboko, ciasto rośnie jak wściekłe)</span></span>, pieczemy około godziny w nagrzanym do 180 stopni piekarniku. I już.<br />Najlepiej smakuje tuż po upieczeniu, jeszcze nie do końca ostygłe, z kubkiem herbaty. Zresztą, i tak niewiele zostaje na później :)Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-29539836182026513372010-09-16T10:24:00.000-07:002010-09-16T10:49:45.667-07:00Chilli con carne<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Tak, wiem - przepisów na chilli con carne jest w sieci miliard, potrawa nie jest żadnym kulinarnym odkryciem, a mój sposób pewnie łamie mnóstwo Żelaznych Zasad, ale - po pierwsze, po pewnym zloto-konwencie zostałam poproszona, żeby przepis opublikować, bo ugotowałam i smakowało i chciano powtórzyć we własnym zakresie, a po drugie, to jest blog raczej do mało zaawansowanych kucharzy, a skoro nawet taka lama jak ja umie, to oni też będą potrafili przygotować tę pyszną, sycącą potrawę.</span><br /><span style="font-style: italic;">Jest doskonała również w sytuacji, kiedy musimy czym prędzej nakarmić dużą grupę głodnych mięsożerców, którym makaron wychodzi już bokiem ;) W tym celu ilość składników mnożymy przez dwa. Albo trzy.</span><br /><span style="font-style: italic;">Tyle tytułem wstępu, do dzieła.</span></span><br /><br /><span style="font-weight: bold;">Składniki</span>:<br />Pół kilo mięsa mielonego - najlepiej wołowego<br />Dwie puszki krojonych pomidorów<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;"> (całe też mogą być, wtedy przed dodaniem trzeba je rozkawałkować :)</span></span><br />Mały słoiczek przecieru pomidorowego<br />Pół puszki kukurydzy<br />Pół puszki czerwonej fasoli<br />Olej<br />Wszystkie ostre przyprawy, jakie mamy w domu<br /><br /><span style="font-weight: bold;">Przygotowanie</span>:<br />Bierzemy głęboką patelnię lub też garnek. Mięso mielone smażymy na oleju, aż będzie usmażone i w kawałeczkach, wrzucamy pomidory oraz przecier, gotujemy na małym ogieńku, aż nam płyny odparują nieco i mieszanina osiągnie pożądana gęstość. Wrzucamy fasolę i kukurydzę i przystępujemy do przyprawiania - najlepsze są oczywiście świeże ostre papryczki krojone na małe kawałki, ale dobre jest też tabasco, ostra papryka, chilli, co tylko macie. Potrawa ma być pikantna i wyrazista, ale bez przesady - dlatego sugeruję dodawać przyprawy stopniowo i próbować, czy aby już. Następnie dusimy jeszcze z 10 minut, żeby się wszystko przegryzło. Nakładać do miseczek, posypać startym żółtym serem, podawać :)<br />W oryginalnej wersji spożywa się chilli con carne z chlebem kukurydzianym, ale ze zwykłym baltonowskim krojonym też dobre.<br /><span style="font-style: italic;font-size:85%;" ><br />Zdjęcia raczej nie będzie, potrawa jak by nie ustawił jest średnio fotogeniczna ;)</span>Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-10010641834386158012010-07-13T05:53:00.000-07:002011-07-19T01:16:04.547-07:00Placek wiśniowy<span class="Apple-style-span" style="font-size: x-small;"><span style="font-style: italic;">Mój stosunek do wiśni jest dość specyficzny. Nie lubię ich jako takich - chociaż wizualnie ładne, to małe toto, kwaśne, właściwie sam sok i pestki. Dużo bardziej smakują mi ich plebejskie krewniaczki - chrupiące, słodkie czereśnie.<br />
Za to jeśli chodzi o przetwory, mogę dać się pociąć za wszystko co wiśniowe - dżemy, soki, cukierki, sosy, galaretki, drożdżówki, ciasta i ciastka.. wszystko, co zawiera soczystą wiśniową kwaśność, zwłaszcza przełamaną nienachalną słodyczą ciasta, jest moim ulubionym. Kilka lat temu, goszcząc wraz z przyjaciółką u bardzo miłej, niemieckiej rodziny dostałyśmy na śniadanie coś, czego nie jadłam nigdy wcześniej, a co gospodyni nazwała po angielsku cherry pie. Byłam urzeczona - pomiędzy cienkimi warstwami lekkiego, słodkiego ciasta znajdowała się rubinowa poezja, całe kwaskowate owoce w zagęszczonym, lekko budyniowym sosie.<br />
</span><span class="Apple-style-span"><i>W Polsce cherry pie - tłumaczone jako placek wiśniowy (nazwa jak dla mnie bez sensu, placek kojarzy mi się z czymś ciężkim, puchatym i wyrośniętym) wciąż jest mało popularne, dlatego przepis ściągnęłam po trochu z różnych zagranicznych blogów. Naprawdę proste i szybkie, starcza akurat na standardową 24cm formę do tarty. Jeśli chcecie zrobić też wierzch lub kratkę, pomnóżcie ilość składników ciasta przez dwa.</i></span></span><br />
<div><span class="Apple-style-span" style="font-size: 14px;"><i><br />
</i></span><a href="http://4.bp.blogspot.com/-yuS46ZDlEwg/TiU8LutqLdI/AAAAAAAADAY/nKFN3JdnNZY/s1600/zdj%25C4%2599cie.jpg" onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}"><img alt="" border="0" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5630973081312439762" src="http://4.bp.blogspot.com/-yuS46ZDlEwg/TiU8LutqLdI/AAAAAAAADAY/nKFN3JdnNZY/s320/zdj%25C4%2599cie.jpg" style="cursor: hand; cursor: pointer; display: block; height: 208px; margin: 0px auto 10px; text-align: center; width: 320px;" /></a><br />
<div><span class="Apple-style-span" style="font-size: 14px;"><i><br />
</i></span><br />
<span style="font-weight: bold;">Składniki</span><br />
<span style="font-weight: bold;">Na ciasto:</span><br />
2 szklanki mąki<br />
pół kostki masła <span style="font-size: 85%; font-style: italic;">(zimnego, krojonego w kostkę)</span><br />
2 łyżki cukru<br />
szczypta soli<br />
zimna woda<br />
<span style="font-weight: bold;">Na wypełnienie:</span><br />
1 kg wiśni <span style="font-size: 85%;"><span style="font-style: italic;">(w sezonie warto kupić świeże - wcale nie są drogie)</span></span><br />
1/2 szkl. mąki<br />
1/2 szkl cukru <span style="font-size: 85%;"><span style="font-style: italic;">(lub mniej, jeśli wiśnie są z tych słodkich)</span></span><br />
<br />
<span style="font-weight: bold;">Przygotowanie:</span><br />
Zaczynamy od wydrylowania wiśni. Jeśli macie drylownicę, to jesteście szczęśliwymi ludźmi i pójdzie jak z płatka. Jeśli nie - agrafka/spinacz biurowy/wsuwka do włosów w dłoń i zasuwamy. Po jakichś 30dag nabiera się wprawy. Aha, polecam założyć starą koszulkę, bo wiśnie lubią pryskać. Wydrylowane owoce przesypujemy cukrem i wstawiamy do lodówki, iżby puściły sok.<br />
Następnie ciasto. Do blendera/robota kuchennego wrzucamy mąkę, cukier, sól i masło i miksujemy chwilę, aż zawartość będzie przypominać żółte okruszki (w razie braku blendera masło siekamy z mąką ostrym nożem). Wsadzamy okruszki do miski i pomału, po łyżce dodajemy wodę, zagniatając. Ciasto nie może być zbyt miękkie, wystarczy, by wszystko połączyło się w kulkę. Zaleca się włożyć je na chwilę do lodówki, choć niekoniecznie.<br />
Ciasto dzielimy na dwie mniej-więcej równe części. Jedną z nich rozwałkowujemy w okrąg wielkości naszej blachy i do niej też wkładamy. Wiśnie razem z puszczonym sokiem mieszamy z mąką i wykładamy na blachę. Pozostałe ciasto rozwałkowujemy i kroimy w paski, z których układamy kunsztowną kratkę na wiśniach. Całość można posmarować po wierzchu rozbełtanym jajkiem, żeby się ładnie rumieniło.<br />
Pieczemy około godzinę w 180 stopniach, do momentu, aż ciasto na wierzchu się zrumieni.<br />
Bardzo dobre z bitą śmietaną :)</div></div>Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-36889765613148134702010-07-01T07:30:00.000-07:002010-07-13T06:24:33.381-07:00Sernik na zimno<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Absolutnie najlepsze ciasto w porze letniej - jeśli w ogóle ciastem mozna nazwać coś, co nie wymaga pieczenia :) Im zimniejsze, tym lepsze, lekkie i smakowite, z owocami, jakimi tylko sie chce. Najlepiej smakuje prosto z lodówki.</span><br /><span style="font-style: italic;">Długo szukałam przepisu na taki najzwyklejszy sernik - bez wielu warstw, kremów, pieczonych blatów i skomplikowanych procedur. Znalazłam gdzieś w internecie - nie pamiętam już, gdzie, bo robię z pamięci :) wychodzi zawsze.</span></span><br /><br /><br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="http://2.bp.blogspot.com/_LYV0rZEVWFU/TCy3Npt5x8I/AAAAAAAACb0/czORgzSjR3g/s1600/DSCI0153.JPG"><img style="display: block; margin: 0px auto 10px; text-align: center; cursor: pointer; width: 320px; height: 240px;" src="http://2.bp.blogspot.com/_LYV0rZEVWFU/TCy3Npt5x8I/AAAAAAAACb0/czORgzSjR3g/s320/DSCI0153.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5488963491022358466" border="0" /></a>Składniki:<br />500g półtłustego twarogu - najzwyklejszego.<span style="font-size:85%;"> </span><span style="font-style: italic;font-size:85%;" >Można dać do 750g, wtedy sernik będzie bardziej serowy</span><br />2 galaretki (np. cytrynowe)<br />1 galaretka (np. truskawkowa)<br />4 paczki herbatników typu Petit Beuree<br />2 małe opakowania serka homogenizowanego waniliowego<br />1/2 szkl. cukru<br />1/2 szkl jogurtu lub śmietanki<br /><br />Przygotowanie:<br />Najpierw rozpuszczamy 2 galaretki <span style="font-size:85%;"> </span><span style="font-style: italic;font-size:85%;" >(<span style="font-weight: bold;">UWAGA!</span> Żeby sernik się ściął, trzeba rozpuścić je w mniejszej ilości wody, niż podane w przepisie. Na 2 galaretki wystarczy 0k. 3 szklanek wody)</span> i czekamy, aż nam ostygną do temperatury pokojowej. W za pomocą miksera mieszamy ser, serek, śmietankę i cukier <span style="font-style: italic;font-size:85%;" >(jeśli serek homogenizowany jest bardzo słodki - co się zdarza - albo po prostu nie lubimy za słodkiego, z cukru można spokojnie zrezygnować)</span>. Do porządnie utartej masy serowej dodajemy galaretki. Dno kwadratowej blaszki wykładamy herbatnikami i ostroooożnie wlewamy masę serową. Jak jakiś herbatnik uciekł ze swojego miejsca, zaganiamy go z powrotem za pomocą palucha i wkładamy blachę do lodówki, żeby się wszystko ścięło. W tak zwanym międzyczasie rozpuszczamy pozostała galaretkę i tez czekamy, aż ostygnie<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;"> </span></span><span style="font-style: italic;font-size:85%;" >(owszem, w robieniu tego sernika najgorsze jest czekanie :)</span>. Na masie serowej układamy ulubione owoce <span style="font-style: italic;font-size:85%;" >(ja najbardziej lubię truskawki)</span><span style="font-size:85%;"> </span>i zalewamy galaretką, po czym ponownie wstawiamy do lodówki. Godzina - dwie i można jeść :) Smacznego.Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-89542404237204554002010-06-13T00:55:00.002-07:002010-07-13T06:25:32.750-07:00Somen najprościej<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Czasem mi się nie chce. No dobra - zwykle mi się nie chce, wyjątkami są momenty, kiedy się z niechciejstwa wydobywam i walczę.</span><br /><span style="font-style: italic;">I naprawdę cieszę się, że żeby poczuć wyraziste smaki, aromatyczne zapachy i dostarczyć sobie upragnionych węglowodanów nie trzeba stać w kuchni cały dzień. Wystarczy 10 minut.</span></span><br /><br />Składniki:<br />Razowy japoński makaron Somen <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(kupuję w Makro takie marki Tokyoto, naprawdę niedrogie, smaczne i jeszcze podzielone na zgrabne porcyjki :)</span></span><br />Olej<br />Wasabi<br />Sos sojowy<br />Czarny sezam<br /><br />Najprościej: Makaron gotujemy caaaaałe dłuuuugie 3 minuty. Odcedzamy, czekamy chwilę, żeby odciekł i wrzucamy na patelnię z rozgrzanym olejem (najlepiej sezamowym, ale zwykły roślinny też daje radę). Smażymy chwilę, polewamy obficie sosem sojowym z wasabi. Jak już wszystko co płynne nieco odparuję, przekładamy do miseczki i posypujemy czarnym sezamem. I jemy. Tadam :)<br /><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="http://4.bp.blogspot.com/_LYV0rZEVWFU/TBSS37ya6II/AAAAAAAACbg/_DCXU_qibek/s1600/DSCI0107.JPG"><img style="margin: 0px auto 10px; display: block; text-align: center; cursor: pointer; width: 320px; height: 240px;" src="http://4.bp.blogspot.com/_LYV0rZEVWFU/TBSS37ya6II/AAAAAAAACbg/_DCXU_qibek/s320/DSCI0107.JPG" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5482168136056367234" border="0" /></a>Uprzedzam i ostrzegam - słone i ostre. Można dorzucić sobie prażone wodorosty, oliwki, kapary - co kto chce. Ale ja najbardziej wolę bez niczego :)<br /><a href="http://web-japan.org/kidsweb/language/quickjapanese/quickjapanese09.html">Itadakimasu!</a>Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-76714262939444942542010-03-15T15:07:00.000-07:002010-07-13T06:26:36.328-07:00C is for cytryna i czosnek też.<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Ostatnio dużo bywam na </span><a style="font-style: italic;" href="http://www.tastespotting.com/">tym blogu</a><span style="font-style: italic;"> - z tej prostej przyczyny, iż uwielbiam ładne fotografie jedzenia, prawdopodobnie odkąd jestem na diecie połowę dziennej porcji kalorii pochłaniam oczami ;) Z samych przepisów korzystam dość rzadko, bo po pierwsze - wspomniana już dieta, na której niewiele wolno, po drugie - przepisy są zwykle z angielskich/amerykańskich stron, a występujące tam składniki czasem ciężko dostać w polskich sklepach (Koszerna sól? Solone masło? Cytryny Meyer?) i niby można próbować zamienników, ale to nie to samo. A po trzecie - poziom skomplikowania samych przepisów często mnie przerasta...</span><br /><br /><span style="font-style: italic;">Jednak czasem trafię na jakiś prostą, niewymagającą wiele czasu, wysiłku ni składników recepturę i wypróbowuję ją, kiedy tylko mogę. Dziś był to </span><a style="font-style: italic;" href="http://thepioneerwoman.com/cooking/2009/05/baked-lemon-pasta/">zapiekany makaron cytrynowy. </a><span style="font-style: italic;">Zaintrygowało mnie nietypowe połączenie składnikow (czosnek i cytryna?), ale zwykle jeśli smakują mi wszystkie składniki z osobna mi smakują, to ich połączenie też jest niczego sobie. Spróbowałam i wcale się nie zawiodłam! Przepis publikuję u siebie, mając na uwadze iż nie wszyscy odwiedzający są anglojęzyczni, poza tym nieco go zmodyfikowałam. No i sama wolę po polsku :)</span><br /></span><br />Składniki:<br />- ok. 200g spaghetti <span style="font-style: italic;"><span style="font-size:85%;">ja nie miałam spaghetti, więc zrobiłam penne i też wyszło smaczne</span><br /><span style="font-style: italic;">- </span></span>Filiżanka 18% śmietanki <span style="font-style: italic;"><span style="font-size:85%;">w moim wypadku serek homogenizowany naturalny - &%*&^*( dieta</span><br />- </span>Jedna mała/średnia cytryna<br />- Łyżka masła<br />- Łyżka oliwy<br />- 2 ząbki czosnku.<br /><br />Przygotowanie:<br />Ścieramy skórkę z naszej uprzednio umytej wrzątkiem cytryny przy pomocy tarki o drobnych oczkach - powinna wyjść tej skórki nieduża garstka. Odartą ze skórki i godności cytrynę rozpoławiamy nożem i wyciskamy sok, z soku odrzucamy ze wstrętem pestki. Makaron gotujemy al dente <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(wszyscy wiedzą, jak to się robi, nie? a jak nie wiedzą niech wrzucą makaron do osolonego wrzątku gotują aż miętki będzie i uległy)</span></span>. W tak zwanym międzyczasie na patelni rozgrzewamy oliwę i masło, rzucamy posiekany/przeciśnięty przez praskę czosnek i smażymy krótką chwilę - tyle, żeby rozszedł się upojny aromat. Zdecydowanym ruchem wlewamy sok z cytryny i nie zważając na syczące protesty towarzystwa mieszamy energicznie drewnianym narzędziem. Zdejmujemy patelnię z ognia na moment, po czym wlewamy śmietanę i ostrooooożnie i powooooli - żeby się nie zważyło - łączymy wszystko naraz mieszając. Jak już zmieszamy w jednolitą masę<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;"> (strzępki czosnku mogą nagle niepokojąco zsinieć - nie zwracamy na to uwagi)</span></span> dorzucamy startą cytrynową skórkę i solimy do smaku, a nawet nieco ponad smak - potrawa sama w sobie jest mało słona. Do ceramicznej michy wrzucamy odsączony makaron i mieszamy z powstałym sosem, po czym przykrywamy aluminiową folią i wkładamy na kwadrans do rozgrzanego (ok. 200 stopni) piekarnika, po kwadransie zdejmujemy folię i trzymamy jeszcze z 10 minut, żeby się makaron ładnie z wierzchu zrumienił. Wyjmujemy, posypujemy hojnie parmezanem i posiekaną pietruchą (lub innym ziołem) i jemy czem prędzej, póki ciepłe. Smacznego!<br /><br /><span style="font-style: italic;font-size:85%;" >Dwie uwagi - po pierwsze primo, autorka twierdzi, że potrawa smakuje całkiem nieźle nawet bez zapiekania, a wręcz na zimno - co skwapliwie wypróbuję w gorętsze dni, wtedy nie omieszkam sypnąć nawet nieco mięty. Po drugie primo zaś, mój piekarnik należy do gatunku "ja grzeję tylko od dołu, termoobieg jest dla mięczaków, a temperatury pilnuj se sam" więc podane czasy zapiekania pewnie trzeba będzie w Waszym wypadku skrócić. </span>Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-10892276948025140892010-02-22T11:29:00.000-08:002010-07-13T06:27:48.737-07:00Pstrąg po pseudojapońsku cośtam cośtam<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Pomysł na potrawę powstał w całe 3 minuty - przyszłam do domu, byłam głodna, w zamrażalniku znalazłam niedużego pstrąga. Upiec go w folii? Za długo. No to usmażę. Ups, w lodówce nie ma jajek, żeby go jakoś obtoczyć. Ani w ogóle nic nie ma. Jakiś smętny paprykarz w kąciku, baniaczek sosu sojowego, tubka wasabi, nie ma z czego zrobić obiadu...</span><br /><span style="font-style: italic;">...</span><br /><span style="font-style: italic;">Zaraz, zaraz...</span><br /><span style="font-style: italic;">:)</span></span><br /><br /><span style="font-weight: bold;">Składniki:</span><br />- Pstrąg odpowiadającej nam wielkości, wypatroszony, umyty. <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Wrażliwi mogą mu urżnąć głowę, ale lepiej smakuje, jeśli ją zachowa.</span></span><br />- Łyżka oliwy<br />- Trzy łyżki sosu sojowego<br />- Dwie łyżki sosu wasabi <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(chociaż tu ilość zależy od ostrości - mój był średnioostry, jak ktoś ma taki wch*jostry to może wziąć mniej)</span></span><br />- Przyprawy <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(ja mam Przyprawę Do Ryb I Owoców Morza z serii Fit i jest bardzo dobra, ale można wziąć dowolną ulubioną mieszankę).</span></span><br /><span style="font-weight: bold;"><br />Przygotowanie:</span><br />W małej miseczce mieszamy sos sojowy, oliwę i szczyptę lub dwie przypraw. Umytego pstrąga lekko osuszamy ręczniczkiem i smarujemy uzyskana mieszanką z obu stron. Napychamy rybkę wasabi wew środku, sypiemy do środka jeszcze nieco przypraw. Smażymy kilka minut z obu stron na patelni - najlepiej grillowej, ale na zwykłej z teflonem też wychodzi.<br />Tak przygotowany pstrąg przechodzi bardzo przyjemnie wasabi, a sos sojowy sprawia, że raczej nie trzeba go już solić.<br />Smacznego!<br /><br /><span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Ps. Zdjęć nie ma, bo potrawa wyszła mi okrutnie niefotogeniczna - nie używam chwilowo oliwy i podczas smażenia nastąpila mała katastrofa :)</span></span>Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-37208259513731274462009-11-18T07:32:00.000-08:002010-07-13T06:28:24.193-07:00Krew na Śniegu<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">W życiu każdej Alquany przychodzą takie chwile, kiedy COŚ BY. COŚ BYCIE dotyczy zwykle zjedzenia czegoś słonego, ostrego, treściwego, iżby ciśnienie krwi nieco podnieść i kubeczki smakowe nakarmić. COŚ BYCIE niestety nie wybiera i czasem trafia na momenty, kiedy jest późno/lodówka pusta/gotować się nie chce. I tu przechodzimy do meritum.</span><br /><span style="font-style: italic;">Przepis znalazłam kiedyś na blipie, w czeluściach czyjegoś archiwum i w pierwszej chwili wydał mi się...dziwny. Jednak będąc fanką wszystkich składników z osobna, naturalnie zaciekawiło mnie, jak w zasadzie może smakować połączenie. Smakowało BOSKO.</span><br /><span style="font-style: italic;">Nazwa wymyślona na poczekaniu, może ktoś ma lepszą?</span></span><br /><br /><span style="font-weight: bold;">Składniki</span>:<br />- pół szklanki kefiru. <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Ja jestem kefirowym hardkorem i bardzo lubię te marki Robico lub takie sprzedawane w szklanych butelkach - odpowiednio grudziaste, glutowate i kefiraśne. Jednak jeśli ktoś nie lubi takich - dowolna marka da radę.</span></span><br />- pół szklanki soku pomidorowego. <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Dobry jest każdy, który nie smakuje jak zlewki z pomidorowej, polecam Tymbark.</span></span><br />- łyżka dobrej oliwy z oliwek<br />- kilka kropel tabasco<br />- sól, pieprz<br /><br /><span style="font-weight: bold;">Przygotowanie</span><br />Cóż mówić - wlewamy jedno w drugie, dodajemy oliwy, doprawiamy tabasco, solą i pieprzem. Niedokładnie mieszamy - parę ruchów łyżką starczy. I tyle.<br />Smacznego!Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-26871777584798329592009-10-19T12:27:00.000-07:002010-07-13T06:29:17.439-07:00Makaron w sosie z sera pleśniowego<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="http://4.bp.blogspot.com/_LYV0rZEVWFU/SuCndEV1ENI/AAAAAAAACTQ/vl-8Trt-P1Y/s1600-h/DSCI0516.jpg"><img style="margin: 0pt 10px 10px 0pt; float: left; cursor: pointer; width: 320px; height: 205px;" src="http://4.bp.blogspot.com/_LYV0rZEVWFU/SuCndEV1ENI/AAAAAAAACTQ/vl-8Trt-P1Y/s320/DSCI0516.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5395496471413199058" border="0" /></a><br /><span style="font-size:85%;"><br /><span style="font-style: italic;">Ten przepis jest autorstwa mojej mamy, która lubi ser pleśniowy typu "Lazur". Ja nie lubię, a ta potrawa to jedyna opcja, w którym go zjadam, i to nawet ze smakiem. Ktoś może kojarzyć taki makaron z reklam Lubelli - dementuje jakobym zżynała, nasza wersja była pierwsza :)</span></span><br /><br /><span style="font-weight: bold;">Składniki:</span><br />- Makaron razowy, najlepiej typu świderki <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(liczy się, by sos miał się do czego przykleić :)</span></span><br />- Pół kostki serka topionego, jakiego kto lubi<br />- Pół "klina" sera pleśniowego typu "Lazur" - z niebieską pleśnią<br />- Trzy łyżki śmietany 18%<br />- Garść zielonych oliwek<br />- przyprawy i zioła<br /><br /><span style="font-weight: bold;">Przygotowanie:</span><br />Makaron razowy gotuje się długo, więc nastawiamy go wcześniej, żeby się nie okazało, że sos juz gotowy, a z makaronem jesteśmy w ciemnej dupie. Do małego rondelka nakładamy śmietanę, grzejemy chwilę, żeby była ciepła mieszając drewnianym narzędziem. Wrzucamy pokrojony w kawałki serek topiony, mieszamy zawzięcie aż się rozpuści. Następnie dokładamy do tego lazura, mieszamy jeszcze bardziej zawzięcie (mazidło lubi się przypalić w sekundę), dosypujemy przypraw do smaku (dobrze sprawdza się biały pieprz). Zostawiamy sos na mniumnim ogieńku żeby sobie gęstniał, w tym czasie kroimy oliwki w plasterki i odcedzamy makaron. Polewamy razowca sosem, wrzucamy oliwki, posypujemy sproszkowaną prowansją - i smacznego :)Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-75793825321628106932009-09-21T05:31:00.001-07:002010-07-13T06:30:03.554-07:00Krabowa zapiekanka<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Przepis na zapiekankę powstał przypadkiem, bo byłam głodna, więc użyłam wszystkiego co się walało po lodówce. Zapiekanka okazała się smaczną i weszła do kanonu moich potraw na okazję "mam gości, goście lubią zjeść dobrze i nie przejmują się jak wygląda to, co jest na talerzu". Wbrew pozorom paluszki krabowe nie są drogie i są w supermarketach, kosztują zaś około 3zł za 7-paluszkową paczkę.</span></span><br /><br /><span style="font-weight: bold;">Składniki</span>:<br />Naczynie żaroodporne, raczej z tych głębszych<br />Pół paczki makaronu <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(polecam świderki lub kolanka)</span></span><br />5 paluszków krabowych<br />Pół paczki mrożonego szpinaku / pęczek świeżego<br />Puszka tuńczyka<br />Pół puszki kukurydzy konserwowej<br />Żółty ser<br />Śmietana 18%<br />Czosneczek<br /><br /><span style="font-weight: bold;">Przygotowanie</span>:<br />Nastawiamy makaron wedle przepisu na opakowaniu. W międzyczasie na patelni rozmrażamy i podduszamy szpinak z dodatkiem rozgniecionego czosneczku. Paluszki krabowe kroimy na nieduże kawałki, tuńczyka odsączamy z oleju lub wody, kukurydzę takoż. Wrzucamy wszystko do szpinaku, mieszamy i podgrzewamy nieco. Zdejmujemy z ognia, odczekujemy chwilkę i dodajemy śmietanę <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(nie lejemy na gorącą patelnię, bo nam się zważy)</span></span>, mieszamy aż do uzyskania satysfakcjonującej nas konsystencji sosu.<br />Makaron odcedzamy, mieszamy z sosem, przekładamy do naczynia żaroodpornego, posypujemy warstewką tartego sera, przykrywamy i wkładamy do nagrzanego do 180°C piekarnika na 10min. <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(albo aż nam się ser na wierzchu rozpuści)</span></span><br />Gorące przekładamy na talerze i jemy czemprędzej :)<br /><br /><span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Taka porcja starczy na dwie b. głodne osoby, w porywach do 4 średniogłodnych . Kiedy robię dla siebie, zwykle połowę zostawiam do odgrzania w piekarniku na dzień następny - nie traci nic ze smaku.</span></span>Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-68230306133506916942009-09-13T11:06:00.000-07:002010-07-13T06:30:46.104-07:00Pieczony Kartofelek<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Jako, że mam chwilę czasu, będzie coś prostego. Przepis zwędziłam </span><a style="font-style: italic;" href="http://od-rana-do-wieczora.blog.pl/">Chudej</a><span style="font-style: italic;"> i trochę podrasowałam, bo lubię komplikować sobie proste rzeczy :) Lubię takie ziemniaki jako dodatek do potraw, bo odpada mi obieranie, którego nie znoszę - inna kwestia jednak, że robią się dość długo, więc nastawiam je zanim zacznę główną część obiadu.</span></span><br /><br /><span style="font-weight: bold;">Składniki</span>:<br />Brytfanka/naczynie żaroodporne<br />1/2 kg pomiernie dużych i pomiernie starych ziemniaczków<br />Olej<br />Zioła<br />Przyprawy<br /><br /><span style="font-weight: bold;">Przygotowanie</span>:<br />Ziemniaczki myjemy z ziemi i syfu wszelakiego w zlewie, kroimy na nieduże kawałki. Brytfankę smarujemy olejem, wrzucamy do niej kawałki ziemniaków, posypujemy ziołami i przyprawami <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(ja lubię prowansalskie, dużo czosneczku i nieco papryki, ale można sypać podług gustu i smaku)</span></span> oraz solą, lejemy po wierzchu jeszcze olejem i miąchamy wszystko, żeby nam się ziemniaczki dokładnie ze wszystkich stron przyprawami i tłuszczem pokryły.<br />Wkładamy brytfankę do nagrzanego do 200°C piekarnika i trzymamy tam ok. 40 minut. Kiedy ziemniaczki będą już miękkie w środku, można wyjąć i jeść :)<br /><br />Do ziemniaczków dobrze pasuje sos czosnkowy w najprostszej możliwej postaci - 3 części jogurtu, 1 część majonezu, ząbek czosnku.<br /><br />Smacznego :)Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-54995935776160195202009-09-03T04:09:00.000-07:002010-07-13T06:32:59.451-07:00Muffiny a la Karolin<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">Przepis na poniższe muffiny wynalazła w czeluściach kulinarnych tradycji </span><a style="font-style: italic;" href="http://karolin.blip.pl/"><span style="font-weight: bold;">Karolina</span></a><span style="font-style: italic;">, więc to jej należy składać gratulacje w razie sukcesów lub zażalenia w razie niepowodzeń ;)</span><br /><span style="font-style: italic;">Ja przepis przejęłam i od dawna już wykonuję niezliczone wariacje na jego temat, bo jest banalnie prosty, szybki i jeszcze nie zdarzyło się, żeby się nie udał. Jeśli więc dopiero zaczynacie swoją przygodę z wypiekami, będzie w sam raz.</span><br /><br /><span style="font-style: italic;">Zaraz na wstępie muszę nadmienić, że w kwestii muffinów najtrudniejszym elementem nie jest wcale przygotowanie, ale forma. Problem można rozwiązać na kilka sposobów:</span><br /></span><span style="font-weight: bold; font-style: italic;font-size:85%;" >1.</span><span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;"> Najłatwiej kupić całą blachę z wgłębieniami, zwykle jest ich 6 lub 12. Polecam dobrze poszukać po sklepach lub na allegro, by nie przepłacić - ja swoją 12-muffinową, metalową blaszkę kupiłam za ~12pln i naprawdę nie ma sensu kupować droższej.</span><br /></span><span style="font-weight: bold; font-style: italic;font-size:85%;" >2.</span><span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;"> Można wydać trochę więcej kasy na formę lub foremki silikonowe. Są o tyle fajne, że bywają w rożnych kształtach no i muffiny "wychodzą" z nich bez większego trudu.</span><br /></span><span style="font-weight: bold; font-style: italic;font-size:85%;" >3.</span><span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;"> Niezłym rozwiązaniem jest wybranie się do pawlacza/na strych/do babci by poszukać/pożyczyć metalowe foremki do kruchych babeczek.</span><br /></span><span style="font-weight: bold; font-style: italic;font-size:85%;" >4.</span><span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;"> Jeśli już mamy formę, dobrze jest dokupić do niej niedużym kosztem papierowe "papilotki" (też na allegro, bywają w tesco, ale rzadko). Trzeba tylko uważać, by kupić te duże - ok 5cm średnicy w podstawie. Można nawet piec muffiny w samych papilotkach, bez foremek, ale wtedy są szersze niż wyższe :)</span><br /><span style="font-style: italic;">Jeśli znaleźliśmy formę, możemy brać się do pieczenia :)</span><br /></span><br /><span style="font-weight: bold;">Składniki</span> <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(zwykle starczają na 12 standardowych muffinek):</span></span><br />2 szklanki mąki<br />1/2 szklanki cukru <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(można więcej)</span></span><br />1 płaska łyżka stołowa proszku do pieczenia<br />szczypta soli<br />1 jajko<br />szklanka mleka<br />1/2 szklanki tłuszczu <span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;">(rozpuszczone masło najlepsze, ale wszelkie oleje dają radę)</span></span><br /><br /><span style="font-weight: bold;">Wykonanie:</span><br />Osobno mieszamy składniki suche i mokre, potem wlewamy jedne do drugich i mieszamy łyżką, żeby nam się wszystko ładnie połączyło - nie miksujemy! Nagrzewamy piekarnik do 180 stopni w skali C, smarujemy foremki tłuszczem<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;"> (lub układamy w nich papilotki)</span></span> i nakładamy ciasto, tak, by sięgało brzegów foremek. Wkładamy do piekarnika na 15 minut<span style="font-size:85%;"><span style="font-style: italic;"> (lub do uzyskania ładnie wyrośniętych, przyrumienionych muffinek)</span></span>. Najlepsze są jedzone tego samego dnia :)<br /><span style="font-size:85%;"><br /><span style="font-style: italic;">To jest ciasto bazowe, dobre, jeśli zamierzamy robić muffiny z polewą lub jeść je z masełkiem. Zanim połączymy składniki mokre z suchymi można dosypywać wszelkie ilości cynamonu, imbiru, przypraw do piernika, dolewać aromatów, syropów i alkoholi - wychodzi pysznie. Do ciasta można też dołożyć rodzynki, orzechy, suszoną żurawinę, morele, banany, świeże owoce w kawałkach, pokrojoną w kawałki czekoladę - co nam przyjdzie do głowy.</span><br /><span style="font-style: italic;">Ciekawym eksperymentem są muffiny na słono - nie dodajemy wtedy cukru, zastępując go nieco większą ilością mąki. Takie muffiny możemy zrobić np. ze szpinakiem, serem żółtym, pomidorami, mięskiem...</span><br /><br /><span style="font-style: italic;">Zachęcam do eksperymentów, można się dzielić :)</span></span>Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7282520995270632995.post-16747774095209157112009-09-03T03:57:00.000-07:002009-09-03T04:09:20.184-07:00Every journey requires the first stepInaugurując nowego blogusia pierwszym postem, chciałabym jak na rozdaniu Oskarów wyjść na środek i zacząć od podziękowań :) Po pierwsze - <a href="http://lluca.blog.pl">Luce</a>, której <a href="http://w20min.blogspot.com">blog kulinarny</a> zainspirował mnie do zmajstrowania własnego. Mimo, że może być on podobny w formie - bo ja też nie jestem kucharką wyjątkowo utalentowaną, nie lubię potraw przesadnie skomplikowanych i czasochłonnych - to jednak gotować lubię, lubię eksperymentować, próbować nowych rzeczy i smaków. I chciałabym się tym z potencjalnym Czytelnikiem podzielić - może i on wynajdzie coś nowego, zainspirowany :)<br />Po drugie, chciałabym podziękować <a href="http://lichurec.blip.pl">Lisowi</a>, który ofiarnie pogrzebał blogusiowi we flaczkach i wygląda on tak, jak obecnie :)<br />A po trzecie wszystkim, którzy mnie uczyli i dokształcali w sztuce kulinarnej i ciągle to robią - bo pewne rzeczy wcale nie są proste i oczywiste, zwłaszcza, jeśli się je robi pierwszy raz.<br /><br />Potrawy zamieszczane tutaj nie będa trudne, z pewnością każdy da im radę. Postaram się w miarę możliwości ilustrować je zdjęciami, jeśli nie przy publikacji, to przy najbliższej okazji.<br /><br />Życzę w takim razie smacznego ;]<br /><a href="http://w20min.blogspot.com/"></a>Alquanahttp://www.blogger.com/profile/08273591531484117511noreply@blogger.com0